Jakieś ze dwa lata temu, znajoma mi dała płytę z filmem Polańskiego. Powiedziała:
- Masz, zobacz! Wzruszysz się, bo to jest piękne.
Wieczór, jesień. Deszcz padał. Dla ulepszenia nastroju zaparzyłem herbaty, wyjąłem na talerzyk figowe ciasteczka i zacząlem oglądać. ...
Już od samego początku o mało mnie szlag nie trafił... Film był po angielsku!
Tam szła rzecz o tem, jak w czasie wojny, w Warszawie Niemcy się panoszyli, łapali i do obozów słali Żydów i kogo popadło.
No, niby wszystko we filmie, jak ma być; Warszawskie wszawe uliczki, Goje cwaniaczą, Żydzi żydłaczą, Szwaby się przechadzają w zielonych mundurach - jest po staremu, tylko gadanie nie takie, bo wszyscy, co do jednego gadają po amerykańsku.
Ci mówię, jak ja się wkurwiłem na tego Polańskiego..! Po dwudziestu minutach wyjąłem tę płytę i na pół ją złamałem ( rozprysła się, aż poleciały drobniutkie kawałeczki ). Odechciało mi się nastroju i ciastek, a zimną herbatę później wylałem do doniczki.
Taki fałszywy Polański! Zadbał skurczybyk o wszystkie szczegóły tamtych wojennych lat, a głosy przeinaczył. No bo kto kiedy słyszał, żeby i Żydy i Goje i Szkopy w Warszawie, wszyscy gadali językiem angielskim, i to jeszcze takim brzydkim, ogólnoświatowym!
Słyszałem, że go nie dawno wypuścili i już znowu fim jakiś kręci ten fałszerz i szkodnik. Szkodnik, bo mówił mi raz na wycieczce w Hiszpanii spotkany Tajwańczyk, że w Polsce i w innych krajach zachodniej i wschodniej Europy, to mówi się po angielsku, że to język urzędowy... Chciałem go w mordę trzasnąć, ale ludzie patrzyli...
To zdjęcie mi przypomniało brzydotę tamtego filmu; Tu mnich jest ubrany, jak zakon przakazuje od bardzo dawnych wieków, a piękny jest, jak z obrazu ręcznie malowanego, za to trepy ma chińskie, tanie i paskudne - takie na całym świecie Kitajce sprzedają.